Milusińscy rozjechali się na urlopy, więc było trochę spokoju od dramy. Ale koniec tego dobrego. Pora wrócić do rzeczywistości – a w niej, mimo zapewnień, ZUS znów kombinuje, jak wyciągnąć pieniądze od przedsiębiorców.
W ostatnich kilkunastu godzinach przez liczne blogi i media społecznościowe przetoczyła się informacja o interpretacji ZUS w Gdańsku, z 24 lipca 2018 r., sygn. DI/100000/43/822/2018. Przedmiotem interpretacji był podmiot zawierający umowy z osobami prowadzącymi działalność nierejestrową oraz korzystających z ulgi na start. Według ZUS, oczywiście, podmiot zatrudniający – czyli przedsiębiorca – powinien za takie osoby odprowadzić składki na ubezpieczenia społeczne.
Ideą małego zusu było zmniejszenie obciążeń przedsiębiorcy rozpoczynającego działalność. I faktycznie, to nie startujący przedsiębiorca płaci za siebie składkę społeczną. Płaci za niego kontrahent. Rzecz jasna, o ile księgowy o tym się dowie. W przeciwnym razie, w wypadku kontroli po kilku latach, ZUS z radością ściągnie odsetki od nieświadomego przedsiębiorcy.
Z kolei gdy kontrahent będzie wiedzieć o konieczności płacenia składki, to na pewno o tę właśnie kwotę zmniejszy stawkę za usługę. Wszystko więc się zgadza: startujący przedsiębiorca nie zapłaci składki społecznej. Po prostu zarobi mniej o wysokość składki.
W komentarzach padają ostre słowa o „perfidnej pułapce na przedsiębiorców”. Wcale to nie są słowa przesadzone. Nawet nie ma co stawiać pytań o kompetencje minister przedsiębiorczości czy rzecznika praw przedsiębiorców. Gdyby ich rolą była prawdziwe pomaganie przedsiębiorcom, powinni takie zagrywki wychwytywać i im zapobiegać. Ech… szkoda słów.
Być może dzięki wrzawie w mediach milusińscy poprawią przepisy. Podobno nad tym pracują. Nie naprawi to jednak ani zamieszania, ani reputacji.
(CBP)
Źródło grafiki: Skitterphoto, Pixabay.