Nie rozumiemy, z jakiego powodu eksperci cieszą się dzisiejszym przyjęciem przez sejm przepisów małego zusu. Te przepisy to kilka środkowych palców pokazanych przedsiębiorcom. Szczególnie drażni nas zachwyt minister przedsiębiorczości.
Mały zus oznacza wprowadzenie od 1 stycznia 2019 obniżonej kwoty ubezpieczenia społecznego (ale ubezpieczenie zdrowotne płacą w całości) dla przedsiębiorców prowadzących samodzielną działalność gospodarczą, którzy osiągną w 2018 średni miesięczny przychód (!) w wysokości 5250 zł. Ile dokładnie mniej – oczywiście, nie wiadomo, nikt nie podaje konkretnych zapisów. Wiadomo tylko, że ma to być „proporcjonalnie” do uzyskanych przychodów.
Czyli pierwszy środkowy palec dla przedsiębiorców: to rzecz jasna liczenie po przychodach, a nie po dochodach. Możesz mieć 5 tys. przychodu, ale zysku netto kilkaset złotych – nic to kompletnie nie zmieni.
Kolejny środkowy palec to mały zus a dotychczasowy, 2-letni okres obniżonego zusu, który płacili przedsiębiorcy świeżo po założeniu firmy. Do tej pory przedsiębiorca płacił obniżoną składkę przez pierwsze 2 lata, a potem składkę pełną. Tymczasem z niektórych wypowiedzi wiceministra przedsiębiorczości, wynika że mały zus zastąpi 2-letni obniżony zus.
Czyli jeśli założysz firmę w maju 2018, małą składkę płacisz nie przez 2 lata, a do momentu przekroczenia kwoty 5250 miesięcznie (o ile nie zostanie ona zmieniona). Niektórzy będą sobie spokojnie na niej siedzieć przez trzy lata (czemu trzy – wyjaśniamy w osobnym punkcie). Niektórzy natomiast przekroczą ją już po pół roku. Jeśli w ustawie nie zostanie zapisane, że zmiana z małego na duży zus zachodzi tylko raz w roku, w styczniu, to już po pół roku świeżo upieczony przedsiębiorca przejdzie na pełny zus i milusińscy będą na nim ekstra zarabiać. Aż obrzydzenie bierze.
Kolejny palec: mały zus będzie możliwy do stosowania tylko przez 3 na 5 ostatnich lat prowadzenia działalności. Czyli po trzech latach bycia na małym zusie przedsiębiorca przez kolejne dwa lata obligatoryjnie przechodzi na pełny zus. Nawet jeśli wciąż spełnia warunki małego zusu. Nie obchodzi milusińskich, że przedsiębiorcy może być nie stać na pełny zus.
Nic się więc nie zmienia. Puste słowa, puste przepisy. Klasyka.
Tymczasem minister przedsiębiorczości
Tymczasem minister przedsiębiorczości pokazuje swój brak wiedzy o przedsiębiorczości i biznesie, ciesząc się i mówiąc o oszczędnościach dla przedsiębiorców, większej przeżywalności firm, lepszych perspektywach rozwoju, wzroście liczby osób zakładających własny biznes.
Powiązanie z przychodami zamiast z dochodami nic nie zmienia w kwestii przeżywalności.
Perspektywy rozwoju są takie, że jeśli zaczniesz szybko rosnąć, to szybciej zaczniesz płacić większy zus.
Oszczędności dla przedsiębiorców są zerowe, bo mały zus w kwocie minimalnej jest równy obniżonemu zus, który był dotąd. A jeśli masz wyższy przychód (ale wciąż w limicie 5250 zł miesięcznie), to płacisz nieco więcej niż dotychczas na obniżony zus.
Liczba osób zakładających biznes wzrośnie – ale nie dzięki „obniżeniu” składki społecznej, a dzięki temu, że rozpowszechniła się informacja o legalnej i dotychczas niepodważanej przez urząd sztuczce z pobieraniem pełnego zwolnienia chorobowego na nową firmę założoną przez rodzinę urzędnika zus. Rodzina urzędników zakłada działalności, płaci przez parę miesięcy składki o wiele wyższe niż minimum, po czym idzie na zwolnienie i pobiera przelewy w wysokości liczonych od składek dotychczas wpłaconych, a nie od środków zgromadzonych. W skrócie: ciągną z systemu pieniądze, których nie włożyli. Kradną nasze pieniądze.
Tym niech się zajmie pani minister, a nie szczegółami, które pokazują przedsiębiorcom środkowe palce.
Aha – i przydałaby się ustawa zrównująca w ocenie prawno-księgowej rozliczenia z Facebooka ze zwykłymi fakturami.
Mały zus. Wielka ściema. Jak zwykle w Polsce.
(CBP)
Źródło grafiki: peter-facebook, Pixabay.